Zatrudniłam kuzynkę, żeby jej pomóc. Nie spodziewałam się, że tak mnie zdradzi…
Moja kuzynka, Anka, zawsze była trochę zagubiona. Od lat krążyła po różnych pracach, ale nigdy nie udało jej się na dłużej zatrzymać w jednym miejscu. Kiedy usłyszałam, że straciła pracę i zmaga się z problemami finansowymi, od razu poczułam, że muszę jej pomóc. Prowadziłam małą, ale dobrze prosperującą firmę i akurat potrzebowałam dodatkowej pary rąk. Dlaczego więc nie zatrudnić kuzynki? Była zrozpaczona, a propozycję przyjęła z ulgą. Poczułam się dobrze, wiedząc, że mogłam ułatwić jej życie.
Pierwsze dni pracy Anki były obiecujące. Wydawała się wdzięczna za pomoc, a ja byłam szczęśliwa, że mogłam w jakikolwiek sposób zmienić jej życie na lepsze. Niestety, nie minęło wiele czasu, zanim zaczęłam zauważać pierwsze drobne problemy.
Pierwsze podejrzenia
Z początku bagatelizowałam drobne niedociągnięcia Anki. Zdarzało się, że spóźniała się do pracy, tłumacząc to różnymi sytuacjami życiowymi. Zauważyłam też, że atmosfera w biurze zaczynała się psuć. Klienci, którzy dotąd byli zadowoleni z obsługi, nagle zaczęli się skarżyć, że ich sprawy nie są załatwiane na czas. W biurze zaczęły krążyć plotki, a pracownicy wydawali się mniej zaangażowani. Z każdym dniem czułam, że coś jest nie tak.
Anka zawsze miała gotowe wymówki. Tłumaczyła problemy presją, zbyt dużą liczbą zadań lub brakiem odpowiednich narzędzi do pracy. Często mówiła, że potrzebuje więcej wsparcia, a ja – wierząc, że chce dobrze – starałam się ją zrozumieć. Jednak w mojej głowie zaczynało kiełkować podejrzenie, że coś tu nie gra. Dlaczego wcześniej firma działała bez zarzutu, a teraz wszystko zaczynało się sypać?
Przypadkowe odkrycie
Pewnego dnia, po skończonym dniu pracy, wróciłam do biura, bo zapomniałam ważnych dokumentów. Gdy zbliżałam się do drzwi, usłyszałam śmiech. Kuzynka rozmawiała przez telefon, myśląc, że wszyscy już wyszli. Nie miałam zamiaru podsłuchiwać, ale jej słowa zatrzymały mnie w miejscu. To, co mówiła, sprawiło, że krew zaczęła szybciej krążyć w moich żyłach.
Anka wyśmiewała mnie. Opowiadała, jak to nudzi się w pracy, że ja jestem łatwowierna i naiwna, a jedyną osobą, która „ciągnie tę firmę”, jest ona. Usłyszałam, jak mówi, że bez niej firma by dawno upadła, bo „ja niczego nie ogarniam”. Oczerniała mnie przed swoimi znajomymi, a z rozmowy wynikało, że również przed innymi pracownikami. Nie mogłam uwierzyć, że ktoś, komu zaufałam, mógł mówić takie rzeczy za moimi plecami.
Prawda boli
Następnego dnia, mimo że wciąż byłam w szoku po tym, co usłyszałam, postanowiłam działać. Poprosiłam Ankę o rozmowę na osobności. Wiedziałam, że nie mogę udawać, że nic się nie stało. W końcu musiałam zmierzyć się z tą sytuacją. Gdy zaczęłam mówić o tym, co usłyszałam, widziałam, jak jej twarz momentalnie spochmurniała. Najpierw zaprzeczała, twierdząc, że to musiała być pomyłka, że „przecież nigdy by czegoś takiego nie powiedziała”.
Jednak im więcej mówiłam, tym bardziej zdawała sobie sprawę, że nie wyjdzie z tego bez szwanku. Próbowała obrócić całą sytuację w żart, twierdząc, że „każdy czasem mówi głupoty”, ale wiedziałam, że to, co powiedziała, było poważne. W końcu, pod presją, przyznała się, że mówiła o mnie za plecami. Tłumaczyła, że „nie chciała mnie obrazić”, ale widać było, że próbowała jedynie minimalizować szkody.
Co zrobiłam dalej?
Ta rozmowa była dla mnie ogromnym ciosem. Anka, osoba, której zaufałam i którą chciałam uratować przed trudnościami życiowymi, okazała się kimś zupełnie innym, niż myślałam. W tamtej chwili musiałam podjąć decyzję, która nie była łatwa. Zastanawiałam się, czy powinnam jej wybaczyć i dać kolejną szansę, czy może zakończyć tę relację zawodową raz na zawsze.
Ostatecznie zrozumiałam, że nie mogę pracować z kimś, kto mnie nie szanuje i działa na moją niekorzyść za plecami. Postanowiłam zwolnić Ankę. Wiedziałam, że jeśli tego nie zrobię, stracę nie tylko autorytet w firmie, ale także szacunek do samej siebie. Kuzynka była zdruzgotana, próbowała jeszcze raz się tłumaczyć, ale nie było już odwrotu. Zakończyłam współpracę i postanowiłam zadbać o to, by firma wróciła na właściwe tory bez destrukcyjnego wpływu jej obecności.
Komentarze