Renata na wizytę u onkologa miała czekać pół roku. Powiedziała jej to opryskliwa rejestratorka
Wizyta u specjalisty w naszym kraju to istna walka z wiatrakami i czekanie jak na zbawienie. Czy tak to wszystko powinno wyglądać? Kilka osób pisało do nas w tej sprawie wiadomości, a i sami dobrze wiemy, ile trzeba czekać, żeby nie płacić, a móc zostać zapisanym na wizytę do specjalisty. Według badań przeprowadzonych przez fundację WatchHealthCare znacznie wydłużył się czas oczekiwania do endokrynologów, a skrócił do okulistów.
Co mówią liczby?
Do endokrynologa czeka się średnio 11 miesięcy, do stomatologa 8,5 miesiąca, a z kolei do otolaryngologa możesz odwiedzić po 7,5 miesiącach. Minister Zdrowia, Łukasz Szumowski, zapowiada zmiany:
Polacy nie są przyzwyczajeni jeszcze do tego, że lekarz podstawowej opieki zdrowotnej będzie prowadził również zaburzenia hormonalne tarczycy czy migotanie przedsionków, choć pewnie mógłby
A jak wygląda to w rzeczywistości?
Pani Basia ma 53 lata i mówi, że nie ma już siły chorować. Jest po operacji usunięcia guza piersi, a teraz boryka się z guzkami na tarczycy. Nie stać ją na to, aby regularnie opłacać kontrolne badania USG i wizyty u specjalistów. Chciałaby moc korzystać z NFZ, ale nie chce czekać 9 miesięcy na kolejną wizytę.
Szczerze mówiąc to jestem przerażona. Jestem samotna, mąż zmarł, a dzieci daleko. Kogo mam prosić o pomoc? Żeby wyznaczyć się do endokrynologa muszę jechać autobusem do większego miasta i tam czekać już od 7 rano, bo właśnie o tej godzinie zaczynają się zapisy. Gdy byłam w kwietniu, to usłyszałam, że wizytę mam na 12 lutego 2019 roku. Zaśmiałam się najpierw, ale po chwili zorientowałam się, że to prawda. Oczywiście zapisałam się, ale do tego czasu może wiele się wydarzyć…
Pani Renata, która jest mamą małego dziecka, także boryka się z problemem, o którym napisała do naszej redakcji:
Po porodzie okazało się, że mam guzka. Myślałam, że to nic poważnego, ale po wizycie prywatnej, na którą udało mi się zebrać pieniądze, dowiedziałam się, że trzeba raczej operować. W styczniu dostałam skierowanie na biopsję. Poszłam się wyznaczyć i usłyszałam termin: marzec. Pomyślałam, że tak musi być i tego dnia stawiłam się po kilku tygodniach w szpitalnej przychodni. Przy okazji postanowiłam wyznaczyć się do onkologa, u którego byłam prywatnie, ponieważ biopsja wykazała niepokojące zmiany. Od pani w okienku usłyszałam: „Proszę przyjść we wrześniu i zobaczymy, czy doktor będzie mieć w ogóle wolne terminy w tym roku”. ZAMUROWAŁO mnie. Wykrzyczałam: „Proszę pani, ja mam raka. Niech pani znajdzie termin”, na co ona niewzruszona powiedziała: „Większość pacjentów tutaj ma raka. Nie tylko pani. I jakoś reszta czeka”
Ręce opadają…
*zdjęcia mają charakter poglądowy
Fotografie: imgur.com
Tekst pochodzi z: popularne.online
Komentarze