Od dwóch lat nie odwiedzaliśmy wsi, gdzie mój mąż, Łukasz, posiada działkę z domkiem letniskowym. W końcu postanowiliśmy tam wrócić i ku naszemu zdumieniu odkryliśmy, że ktoś tam zamieszkał…
Minęły dwa lata, odkąd ostatni raz odwiedziliśmy naszą działkę na wsi. Myśleliśmy, że domek letniskowy, pełen wspomnień, czeka na nas tak, jak go zostawiliśmy. Kiedy życie w mieście zaczęło nas przytłaczać, pragnęliśmy wrócić do naszej małej oazy spokoju. Byliśmy pewni, że po przyjeździe zastaniemy znajomy krajobraz — spokojny, cichy, pełen natury. To, co zastaliśmy, przeszło jednak nasze najśmielsze oczekiwania.
Niespodziewani mieszkańcy
Gdy zjechaliśmy na znaną nam ścieżkę, od razu coś wydało się nie w porządku. Na podjeździe stał obcy samochód. Brama, którą zawsze dokładnie zamykaliśmy, była uchylona. Z wnętrza domu dobiegały głosy, a przez okno dostrzegłam kogoś krzątającego się po kuchni. Serce przyspieszyło.
„Co tu się dzieje?” – zapytałam, patrząc niepewnie na Łukasza. Oboje czuliśmy napięcie.
Weszliśmy na podwórko, a drzwi domku gwałtownie się otworzyły. Stanęła w nich kobieta w średnim wieku, za którą dostrzegliśmy kilkoro dzieci. Wyglądała na zaskoczoną.
„Co wy tutaj robicie?” – zapytał Łukasz, starając się zachować spokój, choć w jego głosie wyczułam irytację.
Kobieta spuściła wzrok. „Nie wiedzieliśmy, że wrócicie” – powiedziała cicho.
W poszukiwaniu odpowiedzi
„Jak to wrócimy? To nasz dom!” – wykrzyknęłam, czując, jak narasta we mnie gniew. „Kto wam pozwolił tu zamieszkać?”
Kobieta wzięła głęboki oddech. „Jesteśmy uchodźcami. Kiedy tu przyjechaliśmy, domek wydawał się opuszczony. Ktoś nam powiedział, że nikt tu od lat nie mieszka, więc się schroniliśmy… i zostaliśmy.”
Spojrzałam na Łukasza, nie mogąc uwierzyć w to, co usłyszałam. „Ale jak mogliście tak po prostu zamieszkać w cudzym domu? Nie macie żadnej umowy, zgody? Nic?”
Kobieta pokręciła głową. „Nie. Nie mamy dokąd pójść. Wszyscy nas odesłali, a wasz dom wyglądał na porzucony.”
Kłótnia na skraju wytrzymałości
Łukasz nie wytrzymał. „To nie ma znaczenia! To nasza własność! Nie możecie tak po prostu tu zamieszkać!”
Zanim zdążył zrobić cokolwiek więcej, z domu wyszedł mężczyzna, zapewne mąż kobiety. Powoli podszedł do nas, wyciągając rękę w geście uspokojenia. „Proszę, nie chcemy problemów. Nie wiedzieliśmy, że wrócicie. Szukaliśmy tylko bezpiecznego miejsca na kilka dni… a potem zostaliśmy.”
„Kilka dni?!” – wybuchłam. „Minęły dwa lata! Co robiliście przez ten czas? Mieliście szansę szukać innego miejsca!”
Mężczyzna spuścił głowę. „To nie było takie proste. W kraju, z którego uciekliśmy, zostawiliśmy wszystko. Myśleliśmy, że to będzie tymczasowe, ale wszystko się przeciągnęło.”
Narastające emocje
Napięcie narastało, a ja czułam, jak złość miesza się z czymś, czego nie umiałam nazwać. Wiedziałam, że powinniśmy wezwać policję, ale z drugiej strony… Oni mieli dzieci. Wyglądali na ludzi, którzy nie mieli złych intencji. Czy to jednak wystarczało? Łukasz był gotów wyrzucić ich na miejscu, ale ja zaczęłam się wahać.
„A co, jeśli to my bylibyśmy w takiej sytuacji?” – zapytałam, patrząc Łukaszowi w oczy. „Czy możemy ich tak po prostu wyrzucić?”
„Ale to jest nasze!” – odpowiedział ostro. „Nie możemy pozwolić, żeby ktoś tak po prostu wszedł nam na głowę.”
„A jeśli naprawdę nie mają dokąd pójść? Gdzie pójdą ich dzieci?” – kontynuowałam, walcząc z emocjami.
Zapanowała cisza. Uchodźcy patrzyli na nas bezradnie, a my staliśmy tam, rozdarci między gniewem a współczuciem.
Co wy byście zrobili?
Co zrobilibyście, gdybyście wrócili do swojego domu po latach i odkryli, że zamieszkuje go obca rodzina, która nie ma dokąd pójść? Czy walczylibyście o swoje prawa, czy podjęlibyście inną decyzję? Czekamy na wasze przemyślenia w komentarzach na Facebooku!
Komentarze