Marta na wyjeździe integracyjnym była przerażona zachowaniem zamężnych koleżanek z pracy
Do naszej redakcji regularnie spływają wiadomości, w których czytelnicy anonimowo chcą podzielić się swoimi przeżyciami i rzucić światło na pewne sprawy. Tym razem było podobnie i pani Marta zdecydowała się opisać, jak wyglądają wyjazdy integracyjne w jednej z największych warszawskich korporacji. Imię kobiety zostało zmienione.
„Do takiego wyjazdy moje koleżanki z piętra przygotowują się już od kilku tygodni”
Osobiście nigdy nie widziałam potrzeby, aby jeździć na takie wyjazdy, bo ten czas wolę zdecydowanie spędzić z moim mężem. Jesteśmy dopiero cztery lata po ślubie i ciągle mamy mało czasu, aby się sobą nacieszyć. Jednak Kasia (imię zmienione) namawiała mnie do tego, bo chciała trochę spędzić ze mną czasu. Byłam nowa i nie do końca jeszcze odnajdywałam się w ich paczce. Była tam też Ewelina (imię zmienione), eteryczna blondynka, do której zawsze ktoś się kleił, a ona udawała, że nic przecież takiego się nie dzieje. I najważniejsza kwestia – kluczowa w tym przypadku, obie miały mężów i o dziwo z krótszym stażem od mojego, ale już w autokarze, gdy wyruszaliśmy, usłyszałam od jednej z nich: „No nareszcie bez starego. Ile można z nim pierdzieć pod jedną kołdrą?” To mnie trochę zdziwiło, bo zawsze do niego rano dzwoniła i pytała, jak misiaczek dojechał do pracy i czy zjadł śniadanie. No, ale okej, pomyślałam, że to takie ostre poczucie humoru.
„Już w autokarze większość naszego piętra – około 40 osób, była pod wpływem alkoholu”
Zaczęły się jakieś migracje między siedzeniami, sprośne żarty i klepanie po tyłkach. No nic, nadal myślałam, że może to wynika z tego, że się trochę znają i traktują się po prostu jak jedna wielka pracownicza rodzina. Okazuje się jednak, że im dalej w las, tym coraz gorzej.
Na miejscu dojechaliśmy po 4 godzinach od wyjazdu. Była tylko chwila na przebranie i od razu kolacja powitalna ze wszystkimi z naszej firmy z całej Polski. Setki osób, które znają się jedynie z wymiany grzecznościowych maili. W pokoju byłam akurat ze wspomnianymi koleżanki, co mnie ucieszyło na początku. Gdybym tylko wiedziała, czego będę świadkiem, to nigdy w życiu bym nie pojechała na ten wyjazd.
Integracja trwała tylko dwa dni, czyli jedną noc spaliśmy w hotelu. Dość krótko, ale gdy przypomnę sobie szykowanie się moich koleżanek, to można było odnieść wrażenie, że to wyjazd na przynajmniej dwa tygodnie. No cóż, dziewczyny chciały dobrze wyglądać.
Na kolację założyłam granatową sukienkę za kolana i wygodne szpilki, bo wiedziałam, że od razu po jedzeniu będzie wieczorek taneczny z koncertem jakiejś znanej polskiej gwiazdy. Ludzie szybko zjedli, bo droga ich wymęczyła i od razu zaczęli tańczyć – nie trzeba było nikogo długo namawiać.
Przy naszym stoliku siedziało trzech mężczyzn z Krakowa, którzy cały czas o czymś żywiołowo rozmawiali i uśmiechali się do nas. Odwzajemniłam raz uśmiech, ale później wydało mi się to już nieco niezręczne. Inaczej zupełnie zrobiły moje koleżanki. Ewelina w czerwonej mini sukience chwyciła butelkę wina i podeszła do mężczyzn, pytając, czy się z nami napiją. Oni bez wahania wyciągnęli w jej stronę kieliszki. Zaczął się toast, jeden, drugi, trzeci i kolejne. Okazało się w jednej chwili, że przez nasz stolik przewinęło się 5 butelek w bardzo krótkim czasie. Ja powoli sączyłam wino z drugiej lampki.
No i nastał ten moment, o którym słyszałam tylko z opowiadań. Kaśka podeszła do jednego z tych mężczyzn, który ewidentnie miał naturę playboya i OBRĄCZKĘ na palcu, po czym chwyciła go za rękę i zaciągnęła go na parkiet. Jej kreacja także była odważna – cekinowa obcisła tuba podkreślała jej sztuczny biust i idealną figurę. Zaczęła się akurat wolna piosenka i moim oczom ukazała się koleżanka, która na co dzień wychwala męża, a teraz widzę, jak wije się przed innym, wystawiając w jego kierunku pośladki. On ją za nie chwytał, a później przesunął ku górze, łapiąc za biust. Nie trzeba było długo czekać i zaczęli się całować. NIE MOGŁAM W TO UWIERZYĆ. Poczułam obrzydzenie do tego miejsca. Nie wiedziałam, co mam zrobić, ale po krótkiej chwili doszłam do wniosku, że nie pasuję tu i szybko się ulotniłam do pokoju. Wychodząc kątem zauważyłam jeszcze Ewelinę, która siedzi na kolanach jednemu z tych mężczyzn i karmi go winogronami. SERIO? Tak niewiele im potrzeba? Mają aż tak słaby kręgosłup moralny? Totalnie zdegustowana poszłam do swojego pokoju
„Okazało się jednak, że to nie koniec mojej świetnej zabawy”
Wykąpałam się, przebrałam, jeszcze chwilę pooglądałam telewizję i położyłam się. Nagle do pokoju wparowała Ewelina… z tym facetem od naszego stolika! Zapytałam grzecznie, co się dzieje i gdzie jest Kaśka, na co ona mi odparła: „No jak gdzie? U miłego kolegi z Krakowa u niego w pokoju. Nie będziemy przecież w tym samym pokoju, dlatego logiczne, że przyszłam tutaj. A Ty już nie udawaj takiej świętoszki, tylko jakbyś mogła łaskawie iść do łazienki poczytać sobie książkę w wannie, to byłabym wdzięczna. Nie powinno nam to zająć dłużej niż godzinę. Zresztą dam Ci znać, jak skończymy”.
ZAMARŁAM.
Nie miałam zamiaru wchodzić do żadnej łazienki. Spakowałam się szybko i zeszłam do recepcji, dzwoniąc do mojego męża z prośbą, żeby po mnie przyjechał. Nie mogłam się pozbierać. Znam mężów moich koleżanek. One na co dzień udają takie zakochane, a przy pierwszej możliwej okazji poszły do łóżka z byle kim, nie myśląc w ogóle o swoim małżeństwie. Chciało mi się wymiotować. Wróciłam do domu. W poniedziałek w pracy nie było w ogóle o tym mowy. W porze obiadowej wpadł tylko mąż Eweliny i wręczył jej dokumenty, których zapomniała z domu. Widziałam, jak daje jej buziaka na pożegnanie, a ona się do niego uśmiecha. Aż dziw bierze, że można aż tak udawać…
Fotografie: commons.wikimedia.org, flickr.com, youtube.com
Tekst pochodzi z: popularne.pl
Komentarze